Marzenie Marzeny
„Ja bym naprawdę chciała z tego wyjść”.
Siedzimy na murku, kończąc swoje porcje zupy. Ten gorący posiłek wyróżnia niedzielę spośród innych dni.
Marzena milknie zamyślona.
O czym myśli?
Na odpowiedź nie czekamy długo - tak jak Maciek, nasza bohaterka „wali prosto z mostu”.
„Rok temu, dzień przed moimi urodzinami, zmarł mój brat. Widzę to jakby to było wczoraj.” Łamie się jej głos. „Pamiętam jak mi go pokazali, jak odsłonili…”. W takich chwilach zwyczajne uściśniecie dłoni wyraża więcej niż jakiekolwiek słowa.
„Ładne urodziny miałam, nie?”. Równo rok, bo urodziny Marzeny są 11 stycznia.
A więc mija rok od kiedy brat Marzeny dołączył do jej kochanego synka.
„No to się pani wyżaliłam. Czasem się tak po prostu trzeba komuś wyżalić...” Ale „użalać się” nie ma co. Marzena ociera łzy. „Ja panią kocham! Wszystkie panie kocham! Chodźcie tu do mnie!”. Wiemy już, że od czasu do czasu trzeba się też, tak po prostu, do kogoś przytulić.
A przyszłość? Nie ma tu miejsca na długoterminowe plany. Marzena, Maciej i Leszek chcą za chwilę iść się ogrzać na dworzec, a potem jakoś przetrwać noc. Marzena pociera dłonie w cienkich rękawiczkach. Noce są przecież teraz jeszcze zimniejsze od dni.
Przydałoby się coś do przykrycia zamiast kartonu. Kołdra? Śpiwór? Koc? Jeśli dzisiaj zgłoszą potrzebę, dostaną najwcześniej za tydzień.
Godzina po godzinie, dzień po dniu. Marzena dobrze wie, skąd czerpać nadzieję. Z rozbrajającym uśmiechem całuje dziesiątkę różańca, którą zawsze nosi przy sobie, na palcu. Nalega żeby mieć z nią zdjęcie. „Kocham Boga i Matkę Boską! I wierzę, że Bóg mi pomoże. Zawsze kocham, zawsze wierzę, zawsze mi pomaga...”
M: Nie lubię swojego imienia. Wolałabym mieć inaczej. Może Bożena?
H: Ale to przecież piękne imię! Marzena jak marzenie.
Jeżeli czekacie nadal na historie, które będą opowiadały dlaczego Marzena i Maciek wylądowali na ulicy, doczekacie się, bez obaw! Kontynuacja ich opowieści nastąpi w kolejnych artykułach.
Artykuł: Hania Renke
Zdjęcie: Karolina Potrzebska
Komentarze
Prześlij komentarz