"Byłem niesforny"

Kiedy podczas wydawania posiłków w parafii franciszkanów pytamy się, czy ktoś chciałby z nami porozmawiać i opowiedzieć swoją historię, to właśnie pan Henryk wyciąga rękę wysoko w górę. Przez cały czas trwania posiłku uśmiecha się do nas zadowolony, że ktoś wreszcie chce go wysłuchać, bo jego opowieść do krótkich i łatwych zdecydowanie nie należy. Z wielkim przejęciem zaczyna:

Pan Henryk: Urodziłem się 1956 roku w styczniu i tak przeżyłem już 62 lata. Krzywda mi się stała 20 lat temu. Jeździłem na zachód, a żona mnie wypi*****iła z mieszkania. Wiecie, co to znaczy? Ja sobie wracam z Paryża, a moja mama mówi mi „Heniek przyjeżdżaj do mnie, bo ty już nie masz mieszkania”. Naprawdę, po 17 latach… (…) Mieszkanie sprzedała. To było na nas mieszkanie w Cisowej. Wiesz, gdzie jest Cisowa? Ona załatwiła mieszkanie i faceta. Tak, 53 metry w tych blokach, tam koło policji. No i co miałem zrobić? (…) No i pojechałem z powrotem do mamy na Słowackiego, koło Kamiennej Góry. Pojechaliśmy tam (do sprzedanego mieszkania), a tam żadnych ciuchów, nic. Tylko jeden woreczek taki.

Jednakże, to nie był koniec ciężkich przeżyć. Życie jeszcze nie raz rzucało panu Henrykowi kłody pod nogi. Opowiada nam o swojej pracy, próbując zawrzeć bogate doświadczenia z ponad 40 lat swojego życia w kilku minutach.

PH: Jeżdziłem od 74 roku. To 44 lata. Nie kłamię, naprawdę. Zaczynałem na Węglowej. To w ‘73 musiałem na stażu być, bo jeszcze nie miałem 18 lat, bo ja rok wcześniej poszedłem do szkoły. No i w ‘74 zacząłem dopiero jeździć. Autotrans w Bydgoszczy tam jest 10 lat prawie, tu w Gdyni PTSŁ, póżniej tam PKS. Nigdzie mi się nie spodobało. Byłem niesforny.

Pan Henryk śmieje się.

PH: Jak wróciłem do Polski też jeździłem, wziąłem krajówki . Nie wiem czy pani zna takie dawniejsze PLO, później jeździłem u prywatnych. Wszystko u prywatnych jeździłem. „Dobrze panie Heńku, niech pan jedzie do Danii, do Francji, do Włoch, później napiszemy umowę. Przyjeżdżam, a tu kicha. I tak 20 lat zleciało… Tylko na zleceniach.

Pan Henryk przepracował znaczną część swojego życia, jednak nie przysługuje mu żadna emerytura. Częste zmiany pracy, a przede wszystkim nieuczciwość i nadużycia pracodawców sprawiły, że został on oszukany po raz kolejny.

Kiedy pan Henryk stracił mieszkanie wydawało się, że gorzej już być nie może. Potem pozostał bez środków do życia znów myśląc, że ma już za sobą najtrudniejsze momenty. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Mama pana Henryka była dla niego oparciem w trudnych chwilach i to z nią mieszkał od rozstania z żoną. Niestety stan jej zdrowia zaczął pogarszać się.

PH: Do 2014 roku moja mama żyła, więc ja się opiekowałem mamą. Była chora na Alzheimera. Wiecie co to jest, prawda? A póżniej już nie wytrzymywałem, więc moja siostra się nią zajmowała. Bo wy możecie tego nie wiedzieć, ale to dla faceta jest bardzo ciężko się opiekować kobietą.

Pan Henryk tłumaczy, że mieszkanie jego mamy to była „czynszówka”. Mieszkanie było zapisane na innego właściciela, który po śmierci mamy pana Henryka go wyrzucił, jednak on nie ma do niego żalu. Mówi tylko:

”Wcale się nie dziwię, że mnie wygonił, bo ja tam nie byłem zameldowany, ani nie miałem przydziału. Moja mama miała tylko przydział, a ja tam mieszkałem.”

Pan Henryk najpierw mieszkał na ulicy, później spędził dwa lata w schronisku dla bezdomnych. Dopiero od września wynajmuje mieszkanie dzięki pomocy MOPS-u, który opłaca częściowo czynsz. Ze względu na liczne choroby pan Henryk dostał niewielki zasiłek, który ledwie wystarcza na jedzenie. Dlatego co wtorek pan Henryk przychodzi tutaj - na posiłek do kościoła franciszkanów.

Karolina: A jakie jest Pana marzenie?

Pytanie wydaje się zaskakiwać starszego pana.

H: Moje marzenie? Żeby sobie spokojnie umrzeć. 62 lata mam, to ile mi jeszcze brakuje? Przejeździłem Europę wzdłuż i wszerz, i co mam z tego?

Pan Henryk przez cały  czas wydaje się być spokojny i mimo tego, że jego głos czasami drży, to w pełni panuje nad emocjami. Wydaje się być pogodzony z losem. Gdy kończy swoją historię mówi tylko: „Nie załamuj się. Nie warto.”

Mimo trudnych doświadczeń pan Henryk zachowuje pogodę ducha. Kiedy jeden z panów, którzy czekali przy stole, aby również z nami porozmawiać, pospiesza pana Henryka, staruszek odpowiada, że "spieszyć się można tylko do trumny"

„Co by wam jeszcze powiedzieć? No przeżyłem, przeżyłem.” mówi pan Henio i uśmiecha się do nas na pożegnanie.


Było jedzone! 

Zapraszamy na naszego facebooka i instagrama:
Fb: https://www.facebook.com/spojrzmiwoczyzwzt/
Ig: @spojrzmiwoczy

Tekst: Katarzyna Połomska
Korekta i zdjęcie: Karolina Potrzebska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recepta na życie? Uśmiech!

"Jestem synem Sat Okh"

"Liczy się szczerość!"