Leszek - ostatni z trójki

Niedziela 14 stycznia. Tego dnia zupa zeszła w mgnieniu oka. Ale ciepłej herbaty i rogalików nawet dla spóźnialskich nie zabrakło. A do tego jeszcze tort! Przecież to ta urodzinowa niedziela pełna łez, szczęścia i życzeń!
W ostatnim czasie dużo się działo, ale w końcu jest: z dużym opóźnieniem przychodzi kolej na historię Leszka - ostatniego członka naszej trójki przyjaciół. Krótkie pytanie - długa historia.

Pytam:
 Jak to się stało, że znalazłeś się na ulicy?

Chwila ciszy. Leszek bierze głęboki oddech i dalej słowa płyną już same.

Leszek: No to tak. Poszedłem z kolegą (...) na skwerek w Gdyni, na imprezę. Po drodze kolega kupił mi piwo, kupił flaszkę. Po drugiej stronie ulicy ktoś uderzył dziecko. Podszedłem, dwa razy w łeb dostał i zmarł. Przewrócił się, głową uderzył o krawężnik. Tę kobietę zawinąłem, powiedziałem, że ma odejść z tym dzieckiem. Tego faceta wciągnąłem w taką uliczkę i na drugi dzień rano do mnie do domu wjechała policja i mnie zamknęli . Dostałem 25 lat. Złożyłem apelację (...) że stanąłem w obronie dziecka, i tak dalej. Dostałem 12 lat. No i 11. lipca opuściłem zakład karny, no i jestem tu - na wolności (...)

Leszkowi głos łamie się coraz bardziej.

L: Ojciec, matka, wszyscy... Nie chcą mnie znać za to, że zabiłem człowieka. To wszystko jest udokumentowane na papierach. Przeżyłem trochę...

Przewożony przez całą Polskę, Leszek ostatecznie został wypuszczony w Trójmieście.

Karolina: A jak poznałeś Maćka i Marzenę? 

L: Marzenę znałem już tam... Oho... 20 lat! A Maćka poznałem po opuszczeniu zakładu karnego.

Maciek: Teraz niedawno, noo... No ile? Z 4 miesiące temu?

L: No 4-5 miesięcy temu, nie? No, a Marzenę znałem już. Spotkałem się z nią w Sopocie (...) Teraz związaliśmy się, jesteśmy razem. No ale co, jak ja nawet nie mam gdzie do pracy iść. Prosiłem ojca, żeby dał mi jakiś telefon, czy coś, żeby na Internet wejść, żeby jakąś pracę, czy cokolwiek, wiesz, znaleźć czy coś. Chciałbym jakoś do pracy iść. Jestem z zawodu elektryk i kucharz. Pracowałem 8 lat i 8 miesięcy ku**a jako kucharz, mówię szczerze. Nikt nie miał żadnych problemów, bo to można sprawdzić wszystko. Każą w zakładzie karnym pracować. Pracowałem też tu w restauracji w Gdyni na Wolności. (...) Bardziej mi elektryka praca pasuje, żeby podjąć zawód niż jako kucharz. Mogę to i to, ale elektryka bardziej lubię. No ale jak mam iść, przedstawić coś, jak patrzą, że wyszedł z zakładu karnego? Co mam zrobić? Nie chcą. Ja bym podjął każdą pracę, nawet zamiatanie liści, czy chodników sprzątanie. Teraz , w każdej chwili. Przeżyłem trochę w więzieniu. Nie wiem, czy ktoś wie jak to jest w zakładzie karnym. Ja mam dosyć już (...) Przed tym zakładem karnym siedziałem 4 lata i 6 miesięcy. Ja mam prawie 17 lat więzienia. Już powiedziałem, że to zakańczam. Teraz, po opuszczeniu zakładu karnego, zakańczam to i nie chcę tego już. Nie chcę! Zrobię wszystko, aby już tam nie wrócić. Jestem na ulicy i będę na ulicy. I powiedziałem to wszystkim. Będę na ulicy, ale nie wrócę już do zakładu karnego, bo mam dosyć tego. I się pop... 

W tym momencie Leszek urywa w połowie słowa, ale zaraz kontynuuje.

L: Może nie poprawię się tak, żeby powrócić do mieszkania czy cokolwiek, ale powiedziałem, że wszystko zrobię, ale nie wrócę do więzienia. Mam dosyć. Bo ludziom naprawdę krzywdę robią. Bo nikt o tym nie wie (...) Ja siedziałem prawie 17 lat i mam dosyć. Aż płakać mi się chce. Tam krzywdę robią(...)

K: A masz jakieś marzenie, Leszek?

L: Jakie marzenie mam? Mam... Szaczerze?... Nie, bo nikt w to nie uwierzy. Nie będę mówił.

K: Możesz powiedzieć, ja Ci uwierzę.

L: Potrzebuję jakąś kołdrę, poduszkę, coś ciepłego, żeby się gdzieś przykryć i przespać się.

K: To wszystko?

L: Tak. To jest moje marzenie (...)

K: A jak się dzisiaj czujesz?

L: Dobrze. Chciałbym w ciepłym gdzieś się przespać, bo zimno tu.  Dreszczy już dostaję od zimnego. Wszędzie wyganiają, z dworców wyganiają.

K: A próbowaliście dostać się do schroniska?

L: To ona (Marzena) musi w tamtą stronę, ja muszę w tę stronę. Muszą nas rozdzielić. A ja chciałbym być z nią. Kocham ją. No takie życie jest.

Leszek pociera z zimna dłonie. Na pytanie o rękawiczki, które miał na sobie w ostatnim tygodniu, Leszek odpowiada, że oddał je Marzenie. "Ja tam sobie poradzę" mówi.


W tym tygodniu, jak zwykle biegnąc w pośpiechu na autobus, mignęła mi znajoma twarz. Czyja? Maćka! Zatrzymałam się, by chwilę porozmawiać. Nie muszę chyba mówić, że planowana „chwila” nie była krótka. Zaraz dołączyli Marzena i Leszek i w ten sposób, świeżo po teorii na prawo jazdy, dostałam kilka cennych rad od zawodowego kierowcy ciężarówek ;) Uśmiechów i radości ze spotkania jak zwykle nie brakowało!

Zachęcamy do subskrypcji bloga i włączenia powiadomień na facebooku przy naszym fanpage'u, aby nie ominął was już żaden post :)
Do usłyszenia już niedługo!

Artykuł: Marysia Wiśniewska
Zdjęcie: Karolina Potrzebska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recepta na życie? Uśmiech!

"Jestem synem Sat Okh"

"Liczy się szczerość!"